Może obawia się, że teraz mi się nie podoba to co mam.
Bynajmniej tak nie jest.
Uwielbiam mój obecny domek.
Ale czasem lubię pooglądać zdjęcia starego.
W końcu to pierwsze mieszkanie, które w pełni sama urządziłam.
Było niezwykle. Szalona wizja architekta z lat 90-tych (skosy, poziomy, kolumny - po prostu hulaj dusza) + remont (ale nie generalny, brak funduszy, w tym niezapomniany remont łazienki, który trwał przez miesiąc, gdyż w sklepie zapomnieli nam powiedzieć, że płytek, które zamówiliśmy już nie produkują) + parę naszych staroci i mebli z IKEA.
No i ten widok. Na łąki i panoramę Krakowa (w oddali).
Nie mówiąc już o 5 pietrze bez windy i 30 minutowym dojeździe do centrum.
Cóż jakby mieszkanie miało same uroki, to bym nadal tam mieszkała.
Duży pokój, dużo skosów:
Komoda, nasza zdobycz z allegro, przebijaliśmy się nawzajem aby ja kupić:):
Sypialnia na poddaszu. Okno można było zamykać i otwierać nogą - przydatne w upalne noce.
Pistolet w reku misia to zabawka - straszak gołębi:
Łazienka. Sama pomalowałam lustro. Miało swoich wielbicieli i zagorzałych przeciwników.
Kuchnia, nieremontowana, szkoda było tracić tak śliczny kolor płytek. Zagracona, a jednak ukochana.
Czy można będzie liczyć na więcej zdjęć jeśli uchowały się jeszcze jakieś? Byłoby świetnie widzieć całość, a na pewno miało jeszcze kilka urokliwych zakamarków (już nie domagając się zdjęć panoramy miasta i widoku na łąki, mimo że mam przeczucie, że to piękne ujęcia, chyba je gdzieś widziałam..;)
OdpowiedzUsuń